Wypowiedź - Kapłan i poeta część 5
Moim głównym powołaniem, czyli pasją, jest kapłaństwo; a z tym związane duszpasterstwo. Trzeba jak najwięcej ludzi przyprowadzić do Pana Boga, my kapłani przed Bogiem ? Sędzią z tego będziemy przede wszystkim rozliczani. Mamy być pasterzami owiec, dobrymi pasterzami. Ale w wolnych dniach tak zwanego urlopu zawsze lubiłem zwiedzać. Jestem ciągle ciekawy świata. Miałem szczęście, że w ostatnich kilkunastu latach pracy w Warszawie istniała możliwość raz w roku zorganizowania grupy i z Pallotyńskim Biurem Pielgrzymkowym wyruszenia w różne strony Europy, a nawet dalej np. do Izraela, Egiptu, Jordanii, Turcji, Francji, Hiszpanii, Grecji, Włoch ... była nawet Malta i Cypr ... A po takich wyprawach, które dla mnie były ogromną inspiracją, powstawały całe cykle wierszy, np. ongiś napisałem duży ich cykl, który złożył się na tomik ?Z Ziemi Jezusa?; nawet po roku wznowiony. Czyli po tych pięknych podróżach zostały jakby pamiętniki poetyckie. Te podróże zawsze miały charakter religijny np. ?Śladami św. Pawła ? Apostoła narodów?. Wówczas chłonie się też piękno dawnej (zabytki) i współczesnej kultury tych krajów. Ogromnie człowieka ubogacają takie pielgrzymki, otwierają oczy na świat Ewangelii, zaczyna się ją głębiej rozumieć. Można powiedzieć, że za każdym razem były to wspaniałe rekolekcje.
Prawie pięć lat temu, od czasu przeniesienia mnie do Lichenia przez władze zakonne, to się skończyło. Przez przyjaciół poetów jestem pytany, czy dobrze się czuję w Licheniu? I tak i nie. Było mi bardzo trudno po Warszawie przestawić się, przyzwyczaić się do pracy w tym wielkim sanktuarium maryjnym daleko od centrum kultury. Szczególnie w tzw. sezonie, kiedy ogromne tłumy ludzi nawiedzają Licheń, czuję się po trosze tak jak na dworcu kolejowym. Widzę bowiem wciąż te rzesze pielgrzymów przyjeżdżających i odjeżdżających. Tak więc mamy tutaj pół roku pracy tak intensywnej, że aż kręci się w głowie, a potem jest pół roku spokoju. Czyli system pracy ?skokowy?. Do tego też nie jest łatwo się przyzwyczaić.
W tym zaś spokojnym okresie roku można wreszcie coś przeczytać, przemyśleć, uporządkować ... napisać. Przeważnie wtedy kończę przygotowywanie książki do druku, tak jak teraz.
Ufam jednak, że w jakiejś niedalekiej przyszłości powrócę do umiłowanej Warszawy. Ludzie pióra, naukowcy, różni inni artyści, powinni być w dużych miastach, a jeśli jest to możliwe, to nawet w Warszawie. Ktoś niedawno, aby mnie pocieszyć, skierował do mnie zdumiewające zdanie i w sporym stopniu chyba prawdziwe: ?Księże, proszę nie zapominać, że najważniejsza, najbardziej znacząca literatura, w tym poezja, powstaje poza Warszawą. I w przeszłości tak często bywało?.
Może coś w tym jest. Tylko, że jak się nie ma kontaktu, i to osobistego, z ludźmi kultury, to się niewiele może. Można napisać coś nawet bardzo wartościowego i nikt tego nie wyda, bo nie ma się znajomości. A liczą się właśnie one i różnego rodzaju układy. A na układy nie ma rady ? jak mówi przysłowie. Zawsze można zobaczyć np. liczne i pompatyczne recenzje o książkach ludzi, którzy są w układach. Inne bardziej wartościowe oczywiście są pomijane, recenzuje się książki przede wszystkim znajomych. To nic nie szkodzi, że o nich za rok lub dwa lata będzie głucho, ale na bieżąco z ?przyjaźni? krytyk się wywiąże. Mamy niemało takich recenzentów w układach. Inny przykład. W powojennych latach w słownikach o współczesnych pisarzach i poetach ? nie znajdzie się księży?poetów (prócz ks. Jana Twardowskiego i to nie zawsze). Poetę w sutannie, który ma kilkanaście książek wydanych i od dawna jest członkiem Stowarzyszenia Pisarzy Polskich pomija się, a zamieszcza się kolegów, którzy mają jeden lub dwa tomiki wydane. Nie wiem jak to określić. Nie rozumiem tego.
Jestem z rocznika powojennego (urodziłem się 24 XII 1947 roku), nie należałem do żadnej znaczącej grupy literackiej, która zwykle pomaga zaistnieć młodemu poecie. W moim przypadku zawsze było jakoś pod górkę i pod wiatr. I zawsze w pojedynkę.
I jeszcze jeden problem. Czy można szukać teraz poety w sutannie, który zająłby to ?pierwsze miejsce? po ks. Janie Twardowskim? I móc powiedzieć z przekonaniem: oto ten ? najbardziej utalentowany ? poeta ? ksiądz. Myślę, że nie. Jednym tchem wymienia się obecnie, omawiając ten temat, ks. Wacława Oszajcę, ks. Jerzego Szymika, ks. Jana Sochonia, mnie ... Nie zapominajmy również o ks. Pawle Heintsch (prawie rówieśniku ks. Jana Twardowskiego), ks. Franciszku Kameckim ... Nie ośmieliłbym się jednak wskazać, będąc świeckim krytykiem, na kogoś z nas jako tego pierwszego. Wszyscy od siebie się różnimy, jesteśmy inni. Żaden z nas w poezji nie jest podobny do ks. Jana. Przecież nie ilością wydanych wierszy, czy ilością recenzji o nich, mierzy wielkość takiej czy innej poezji.
Jeżeli już, to może ilością sprzedanych książek (?) Zostawmy to raczej czytelnikom, niech oni decydują; bo to oni sięgają po nasze wiersze, oni czerpią z ich treści najwięcej. I wreszcie oni nas najbardziej rozumieją. A ta różnorodność to przecież swoiste wielkie bogactwo w tym naszym poetyckim ogrodzie. Dziękujmy Panu Bogu za to.
Niezwykłe słowa wypowiedział Ryszard Kapuściński w czasie spotkania autorskiego w Krakowie (9 marca 2006 roku) z okazji wydania jego tomu wierszy ?Prawa natury?4: ?Bez poezji nie byłoby literatury, bez literatury nie ma kultury, a bez kultury ? społeczeństwa. W tym sensie dzięki poezji istniejemy, nawet jeśli poezja współczesna bywa mało komunikatywna i bez przygotowania nie możemy jej zrozumieć.?
4/ Od redaktorów książki: tomik ukazał się nakładem Ludowej Spóldzielni Wydawniczej (Warszawa) w marcu 2007 roku.
Prawie pięć lat temu, od czasu przeniesienia mnie do Lichenia przez władze zakonne, to się skończyło. Przez przyjaciół poetów jestem pytany, czy dobrze się czuję w Licheniu? I tak i nie. Było mi bardzo trudno po Warszawie przestawić się, przyzwyczaić się do pracy w tym wielkim sanktuarium maryjnym daleko od centrum kultury. Szczególnie w tzw. sezonie, kiedy ogromne tłumy ludzi nawiedzają Licheń, czuję się po trosze tak jak na dworcu kolejowym. Widzę bowiem wciąż te rzesze pielgrzymów przyjeżdżających i odjeżdżających. Tak więc mamy tutaj pół roku pracy tak intensywnej, że aż kręci się w głowie, a potem jest pół roku spokoju. Czyli system pracy ?skokowy?. Do tego też nie jest łatwo się przyzwyczaić.
W tym zaś spokojnym okresie roku można wreszcie coś przeczytać, przemyśleć, uporządkować ... napisać. Przeważnie wtedy kończę przygotowywanie książki do druku, tak jak teraz.
Ufam jednak, że w jakiejś niedalekiej przyszłości powrócę do umiłowanej Warszawy. Ludzie pióra, naukowcy, różni inni artyści, powinni być w dużych miastach, a jeśli jest to możliwe, to nawet w Warszawie. Ktoś niedawno, aby mnie pocieszyć, skierował do mnie zdumiewające zdanie i w sporym stopniu chyba prawdziwe: ?Księże, proszę nie zapominać, że najważniejsza, najbardziej znacząca literatura, w tym poezja, powstaje poza Warszawą. I w przeszłości tak często bywało?.
Może coś w tym jest. Tylko, że jak się nie ma kontaktu, i to osobistego, z ludźmi kultury, to się niewiele może. Można napisać coś nawet bardzo wartościowego i nikt tego nie wyda, bo nie ma się znajomości. A liczą się właśnie one i różnego rodzaju układy. A na układy nie ma rady ? jak mówi przysłowie. Zawsze można zobaczyć np. liczne i pompatyczne recenzje o książkach ludzi, którzy są w układach. Inne bardziej wartościowe oczywiście są pomijane, recenzuje się książki przede wszystkim znajomych. To nic nie szkodzi, że o nich za rok lub dwa lata będzie głucho, ale na bieżąco z ?przyjaźni? krytyk się wywiąże. Mamy niemało takich recenzentów w układach. Inny przykład. W powojennych latach w słownikach o współczesnych pisarzach i poetach ? nie znajdzie się księży?poetów (prócz ks. Jana Twardowskiego i to nie zawsze). Poetę w sutannie, który ma kilkanaście książek wydanych i od dawna jest członkiem Stowarzyszenia Pisarzy Polskich pomija się, a zamieszcza się kolegów, którzy mają jeden lub dwa tomiki wydane. Nie wiem jak to określić. Nie rozumiem tego.
Jestem z rocznika powojennego (urodziłem się 24 XII 1947 roku), nie należałem do żadnej znaczącej grupy literackiej, która zwykle pomaga zaistnieć młodemu poecie. W moim przypadku zawsze było jakoś pod górkę i pod wiatr. I zawsze w pojedynkę.
I jeszcze jeden problem. Czy można szukać teraz poety w sutannie, który zająłby to ?pierwsze miejsce? po ks. Janie Twardowskim? I móc powiedzieć z przekonaniem: oto ten ? najbardziej utalentowany ? poeta ? ksiądz. Myślę, że nie. Jednym tchem wymienia się obecnie, omawiając ten temat, ks. Wacława Oszajcę, ks. Jerzego Szymika, ks. Jana Sochonia, mnie ... Nie zapominajmy również o ks. Pawle Heintsch (prawie rówieśniku ks. Jana Twardowskiego), ks. Franciszku Kameckim ... Nie ośmieliłbym się jednak wskazać, będąc świeckim krytykiem, na kogoś z nas jako tego pierwszego. Wszyscy od siebie się różnimy, jesteśmy inni. Żaden z nas w poezji nie jest podobny do ks. Jana. Przecież nie ilością wydanych wierszy, czy ilością recenzji o nich, mierzy wielkość takiej czy innej poezji.
Jeżeli już, to może ilością sprzedanych książek (?) Zostawmy to raczej czytelnikom, niech oni decydują; bo to oni sięgają po nasze wiersze, oni czerpią z ich treści najwięcej. I wreszcie oni nas najbardziej rozumieją. A ta różnorodność to przecież swoiste wielkie bogactwo w tym naszym poetyckim ogrodzie. Dziękujmy Panu Bogu za to.
Niezwykłe słowa wypowiedział Ryszard Kapuściński w czasie spotkania autorskiego w Krakowie (9 marca 2006 roku) z okazji wydania jego tomu wierszy ?Prawa natury?4: ?Bez poezji nie byłoby literatury, bez literatury nie ma kultury, a bez kultury ? społeczeństwa. W tym sensie dzięki poezji istniejemy, nawet jeśli poezja współczesna bywa mało komunikatywna i bez przygotowania nie możemy jej zrozumieć.?
4/ Od redaktorów książki: tomik ukazał się nakładem Ludowej Spóldzielni Wydawniczej (Warszawa) w marcu 2007 roku.
Wyszukiwarka
Niech się stanie
Informujemy że istnieje możliwość zakupu przez internet tomiku.
Tomik jest do nabycia w oficynie wydawniczej ŁośGraf - zobacz.
Tel. (22) 624-88-15.
Tel. (22) 624-88-15.
Najnowsze wiersze
Najczęściej czytane
Kamienne ścieżki
Najnowszy tom poezji - zobacz więcej
Ilu nas jest online
Odwiedza nas 33 gości