Tomasz Pyzik (2)
„Kronika prawdy na osnowie dziejów”
Janusz Kobierski, Słowa na wygnaniu, Biblioteka „Toposu”, Sopot 2016.
Niedługo po ukazaniu się II wydania bardzo dobrze przyjętych Kamiennych ścieżek otrzymujemy kolejny tomik poetycki Janusza Kobierskiego. Tym razem jest to zbiór będący tryptykiem, a każda z części składa się na tytułową metaforę Słowa na wygnaniu.
Warto przyjrzeć się znaczeniu tego sformułowania. Zanim bowiem wczytamy się w materiał literacki zawarty w trzech częściach, napotykamy utwór zatytułowany Słowem, który w pewnym sensie wskazuje kierunek interpretacji tytułu całego tomiku. Wiersz ten jest próbą ujęcia czegoś, co nie da się znaczeniowo zmieścić w jednostce wyrazowej. Zawiera się tu marzenie poety-filologa, by odkryć „formę bardziej pojemną” zawierającą kumulację zachwytu wynikającego z poznania szczęścia zarezerwowanego dla innej sfery rzeczywistości. Pojawia się nam zatem wątek epistemologiczny wyraźnie obecny we wcześniejszej twórczości Kobierskiego. Jest to nurt niezwykle interesujący, bardzo erudycyjny i prosty zarazem. Poeta te niełatwe zagadnienia osadzone na teologiczno-filozoficznym fundamencie oplata liryczną osnową, która sprawia, że czytelnik od nich nie ucieka. Przeciwnie – wciąga się zaangażowaniem artysty, zaraża się jego pasją, przejmuje jego marzenia, odkrywa w nim siebie. Najlepiej wyrażają to ostatnie wersy utworu: „A człowiek zaśpiewał pieśń dziękczynną. // Co oznaczało, że również jest szczęśliwy… / już na ziemi, // dzisiaj”. Zwróćmy uwagę na stopniowanie napięcia, na ostatnie słowa, które wyrażają zaskoczenie z możliwości osiągnięcia czegoś nieoczekiwanego, odległego, niedostępnego już tu i teraz, w aktualnym czasie i rzeczywistej przestrzeni. Kobierski rozpoczyna więc mocnym uderzeniem, rozpoczyna tematyczną inwersją, ale to bardzo dobrze przemyślana strategia artystyczna i, zwłaszcza w przypadku tego poety, znakomita strategia duszpasterska. Mamy oto wyraźnie zapisany wynik badań, dociekań, rozmyślań wplecionych w zagmatwaną sieć ludzkiej egzystencji, która zostaje zerwana wizją najczystszej prawdy sięgającej do początku stworzenia, do pierwszego poznania Boga. Kontynuację tej myśli znajdziemy w Cudach, drugiej części zbioru, w wierszu O słowach, w którym „ja” liryczne sięga do czasów przed grzechem pierworodnym: „Pierwsi ludzie zostali stworzeni / ze znajomością słów. // Rozmawiali ze Stwórcą / w czasie szczęśliwych spotkań”. Zerwanie przymierza z Bogiem doprowadziło do tego, że „Język przestał być dobrym narzędziem / duszy i serca”. Jest tylko jeden sposób na to, aby doświadczyć stanu pierwotnego, stanu nieskalanego złem: „I tylko w rozmowie z Ojcem / nasze słowa znowu są krystaliczne / i proste. // Tak jak było na początku”. Przyjrzyjmy się, jak poeta do tego doszedł. To fascynująca droga i niebanalna przygoda życia, która wykracza… ponad życie.
Tomik zasadniczo otwiera się rozdziałem Dwa światy, w którym na początku witają nas utwory dotyczące teorii poetyckiego powołania tak potrzebnego m.in. do „pojęcia sensu historii” oraz „odkrycia zakrytego piękna”. Jest tam mowa o szczególnym darze, swoistej „mocy” dającej uprawnienie do niezwykłego widzenia świata, do opowiadania innym o tym świecie. Poeta jest świadomy, że rezultatów płynących z twórczego powołania nie może zostawić dla siebie, że ma odtąd do spełnienia misję niełatwego przekazania wiedzy o treści dostępnej dla wybranych. Proces zdobywania tego niecodziennego materiału przypomina nieco definicję pisania automatycznego, gdzie źródło zewnętrzne jawi się jako podmiot wypowiedzi. W wierszu Bywa i tak przeczytamy bowiem: „Naprawdę bywa i tak, / że głos dyktuje wiersze. // Na falach umysłu / spływa zdanie po zdaniu. // Otrzymujemy przekaz / o treści nieziemskiej, / ale przecież o ziemi”. Artysta obdarzony takim odczuwaniem ma coś z charakterystyki romantycznego poety-wieszcza, który był wybrańcem, indywidualistą, samotnikiem. Ma on przecież wgląd w – jak przeczytamy w liryku Nigdy dość – „spektakl nad spektaklami, / wciąż pełen niespodzianek, / olśnień i zdziwień”. W Sekretach poety z części Cuda znajdują się wersy kontynuujące deskrypcję wyjątkowego twórcy: „Idzie teraz przez miasto nieco chwiejnie, / jakby odurzony tajemniczą substancją, / której rodzaju laboratoria świata / nie poznają / nigdy”. Z poetyckiego zapisu wynika, że za „tajemniczą substancją” kryją się treści znaczeniowo bardzo intensywne, lecz krótkotrwałe. Wymagają one pewnego rodzaju przekładu na język zrozumiały dla ogółu, który i tak najlepiej oddaje formuła liryczna. W drugiej strofie Nigdy dość poeta tak o tym pisze: „Coś z tego trzeba wybrać, / opisać po swojemu, / podzielić się z innymi / odkryciem, zachwytem”. Przypomina się w tym kontekście także profetyczny paradygmat wiążący się z niewytłumaczalnym wyborem, przeznaczeniem do rzeczy wielkich. W Prorokach wszystkich czasów natrafimy na takie zdania: „W oczach proroka / gwiazda zaranna. / I czasy. I światy różne. / Bo jest ich więcej niż jeden. // W umyśle proroka / jawią się obrazy, / spływają słowa z góry. / Układają się w klucz / do tajemnicy”.
Kobierski wyraźnie unika bezpośredniości, jego twórczość nasączona jest pokornym uniżeniem i prostotą, niezrozumieniem tajemnicy powołania, konfuzją wynikającą ze zderzenia własnej ułomności z ciężarem życiowego zadania. Skromność poety literacko uzewnętrznia się w preferowaniu liryki pośredniej. Wystarczy wczytać się w utwory Założenia i Cicho, by dostrzec retrospektywne mini-opowieści pisane rzekomo przez zewnętrznego obserwatora. Nie miejmy wątpliwości – są to opowieści autobiograficzne rozpięte między wejściem w życie zawodowe, między początki drogi artystycznej a świadomość zbliżającego się końca. I także tu, w takim miejscu i u tego poety pojawia się zwykły ludzki lęk, ślad zawahania, zwątpienia i niepewności celu. Najbardziej wyraziste są w tym względzie wiersze Do siebie oraz Z góry. Tam maska zostaje zdjęta, widzimy człowieka przyznającego się do swoich słabości, do przeżywania własnej „ciemnej nocy duszy”. Autor tekstów nie chce uchodzić za kogoś wyjątkowego, wpisuje się w powszechne doświadczenie egzystencji zawierające cały wachlarz uczuć, tych wzniosłych i tych przyziemnych. O pomyśle na taki sposób poetyckiego obrazowania przeczytamy w utworze W nadziei: „A może spróbować stworzyć / legendę z czasu swojego / na wypełnienie kart pustych / swymi dniami, latami. // I tak powstałby utwór / prosty jak ludzkie życie. / Ktoś w nim ujrzałby może / trochę ze swego świata. // Taką wersję biografii / zaryzykować więc trzeba. / Niech będzie w niej coś z fantazji, / a także z Ziemi i Nieba”. Mamy więc to, co zapowiedział poeta. W części Dwa światy pojawia się wiersz o takim samym tytule, który rozsiewa swoje znaczenie na tę partię tomiku. A mowa w nim o dualizmie, o odczuwanej i niepokojącej duszę sinusoidzie światów: ziemskiego i niebiańskiego. Zakorzenienie w rzeczywistości ziemskiej przekłada się na niewytłumioną tęsknotę do tej innej, piękniejszej i wiecznej przestrzeni (utwór Inna strona świata). Sacrum i profanum póki co współistnieją ze sobą, ale łaska wiary obradza chęcią porzucenia ziemskiej marności oraz troską o „nie o ten pokarm, który ginie, ale ten, który trwa na wieki” (J 6,27). Dwa światy to także podkreślenie dążeń ekumenicznych poprzez wspomnienie miejsca „różnych modlitw do jednego Boga”. To przejaw tęsknoty do „jednego Jeruzalem”, do zasypania różnic w wierze, do tego, „aby wszyscy stanowili jedno” (J 17,21), przede wszystkim jednak do wejrzenia w obszar transcendencji, co zostało wyrażone w modlitewnej Prośbie: „Prośmy zatem / o myśli wzniosłe, / o czyny im wierne. […] // A wzrok nasz, / by przekraczał / granice // zamknięte”.
Zanim to się spełni podmiot mówiący przygląda się także temu doczesnemu światu, błądzącej ludzkiej naturze, a swą sugestywną argumentację kieruje zwłaszcza do tych, którzy „Próbują wzniecić kopcące łuczywo. / A zgasić światło wzniosłe, / co tryska w nich samych”. Słowa z utworu Konspekt sugerują, że każdy jest powołany do rzeczy wielkich, nie każdy jednak potrafi się w tym powołaniu rozeznać, przez co marnotrawi potencjał dobra. Skala zjawiska jest porażająca – uzmysławia to gorzkie Świadectwo, w którym ponownie autor w pośredniej konwencji wyraża niezwykle surową ocenę czasów współczesnych. Utrata wartości i pomieszanie pojęć przypomina nam wołanie o ład w wykonaniu podmiotu mówiącego wiersza Ocalony Tadeusza Różewicza. O tym, jak druzgocąca jest to ocena, świadczy fragment, w którym Kobierski pod względem duchowym ocenia czasy obecne gorzej niż… wojenne. Ponura wizja zostaje pogłębiona porównaniem odsyłającym do grozy końca świata zapowiadanej w Apokalipsie: „Czasy obecne, w których żyję / – skarży się w udręczeniu – / są ciemne. // Pan Bóg całun nad nimi rozpostarł / jak przed nocą sądu”. Mrok, który okrywa świat, wynika z grzechu człowieka, a tę metaforę ciekawie rozwija wiersz Życie z cieniem, w którym jest na końcu mowa o „małej ludzkiej wierze” będącej wystarczającym i skutecznym środkiem przeciwko spotęgowanej symbolice ciemności. Daje ona ponadto wgląd w coś, co najlepiej ujmuje ostatni wiersz tej części tomiku zatytułowany Co widać?: „A przez okulary wiary / widać kolory / i światło. // I jednak sens”.
Druga część tomiku naświetla te aspekty rzeczywistości, które odsyłają do wspomnianego sensu, a odkrycie ich przejawów to m. in. tytułowe Cuda. Do tego zagadnienia nawiązuje liryk Świat w kolorach zawierający pośrednią charakterystykę szczególnego artysty, który na skutek czegoś w rodzaju iluminacji niweluje różnice między antonimicznymi pojęciami, a zatem wchodzi na wyższy poziom znaczeniowy, widzi i czuje więcej, chce jak najlepiej to przedstawić. Czytamy o nim: „Tajemniczy jak jego obrazy. / Wizyjne, a co niektóre przyniesione ze snu. / Inne spłynęły na falach natchnienia. / Zdarzają się też euforyczne. // W doborze kolorów genialny. / Potrafi w tym godzić jakby ogień z wodą, / z ciemnością światło, / które niesie w sobie”. Świat w kolorach to zatem metafora odsyłająca do wspomnianego wcześniej źródła, początku, pierwszego zetknięcia z Bogiem. Podmiot poznający wiąże geograficznie to rajskie miejsce z Ziemią Świętą, o czym można się przekonać, czytając wiersz o tytule Tam. Zaimek wskazujący przenosi nas do źródła, które pamięta stan szczęśliwości, z którego nawet obecnie promieniuje najczystsze sacrum, a poeta może wyrazić swój zachwyt pojemną antytezą. We fragmencie czytamy: „Język tam używany / pierwotny jak źródło. […] Piękno widzialne tej ziemi / niewidoczne wskazuje”. Najpełniejszą definicję stanu duszy płynącego z uchwycenia cudu zanurzenia w źródle znajdziemy w Nocie o zachwycie. Pada tam szereg określeń przybliżających wyobraźni odbiorcy doświadczenie éxtasis. Zamknięcie tego uczucia we współczesnych słowach, nawet w mowie wiązanej, jest dla artysty sporym wyzwaniem, najtrudniejszym wysiłkiem w trakcie pełnienia twórczej posługi. Poeta, siłując się z osadzeniem transcendentnej materii w językowych ramach, zadaje sobie pytania retoryczne otwierające utwór Nienapisane wiersze: „Jak mam zebrać / moje nienapisane wiersze? / I odtworzyć każdy z nich / w tym błysku, / w jakim się na moment / jawiły? // A nawet te z innego wymiaru, / które się przyśniły”. Myśl poetycka sięga wysoko, ociera się o „nieziemskie piękno” związane z poszukiwaniem sensu w mistyce, w Ewangelii, w ascezie, nawet we własnych słabościach. Także one mogą stać się początkiem drogi Wzwyż, o której mówi wiersz inspirowany symboliką Siedmiopiętrowej góry Tomasza Mertona, najsławniejszego mnicha XX wieku, którego biografia nie jest wolna od błędów. Cuda opisane w drugiej części Słów na wygnaniu to nie tylko momenty wejrzenia w sferę sacrum wiążące się jednocześnie z poczuciem najgłębszego sensu istnienia. To także marzenia dokonania szeregu nadprzyrodzonych rzeczy, które przejrzystą formą wyraża poeta-kapłan chcący wypełnić powołanie największym sukcesem, czyli – jak pisze w ostatniej strofie Cudów – „A wszystkim, którzy tylko chcą, / dać więcej niż trzeba, / zwłaszcza bilet wstępu / do wysokiego Nieba”. Cudem jest także Godzina w Kaplicy Sykstyńskiej – osobisty zapis kontemplacji fresków Michała Anioła zakończony interpretacją oblicza autora arcydzieł. Poeta widział zatem: „[…] twarz wyzbytą piękna, / zatrwożoną, / swoją. // Nadzieja podpowiada, / że Pan wybaczy mu winy / widząc jak wypełnił / darowany zamysł”. Trudno oprzeć się wrażeniu, że Kobierski dostrzegł w tej twarzy siebie, że wyraża własną nadzieję na pozytywną w sensie eschatologicznym ocenę posługi… dobiegającej końca. Podobną tonację oraz wyraz znaczeniowy spotkamy w wierszu Może się zdarzy włączonym już do następnego działu Słów na wygnaniu: „Liczę tylko godziny szczęśliwe, / choć niekoniecznie wesołe. […] Może i ja, / choć nie święty, / jednak zasłużę // na taki lot / w bożej chmurze”.
I właśnie ten aspekt graniczny jest niewątpliwie motywem przewodnim ostatniej części zbioru zatytułowanej Zawsze początek. Ma ona wyraźny charakter elegijny, jednak smutek związany z przeczuciem umykającego życia zasypany jest radosną nadzieją, silną i niezachwianą wiarą w życie wieczne. W liryku Eschatologia, ewokującym sprawy ostateczne, znajdziemy szczere słowa: „Przede mną blisko przedwieczerz, / a serce marzy wiosennie […] Uroda odchodzi w przeszłość, / a ciało ziemi się trzyma. // Choć obietnica i jemu / przepowiada / wesele”. W utworze o tym samym tytule co część trzecia przeczytamy: „Zamknąć rozdział jeden, / a otworzyć drugi. // Z nadzieją na następną / lepszą teraźniejszość. // Bo tylko ona się liczy”. Poeta, zbliżając się do krawędzi bytu doczesnego, wskazuje przestrzeń zasługującą na prawdziwe zainteresowanie, a świat, który trzeba zostawić, opatruje bynajmniej nie średniowieczną, lecz wciąż aktualną kategorią vanitas. Uwidacznia się to szczególnie w autobiograficznej Inskrypcji ujętej w ulubioną przez autora formę liryki pośredniej: „I uwierzcie. / Tęskni. / Wprost umiera z tęsknoty // za światem lepszym / od tego”. Utwory z ostatniej części składają się na niezwykle interesujący zapis stanu poetyckiego ducha, ale też tworzą odbicie psychiki człowieka, który czuje, że czasu zostało niewiele. Symptomatyczne jest tu niewątpliwie piękne, sakralizujące wspomnienie matki ubrane w oniryczną szatę wzruszającej poetyki wiersza Matka ze snu: „Niech tak się pokaże, / wszak żyła jak święta. // I przemówi do mnie / z niebiańskim uśmiechem: / - Synu, tutaj piękno / nie do wyrażenia. // Czekamy na ciebie / w samym sercu szczęścia”. W powyższych wersach poruszona została kwestia werbalnej niewyrażalności sacrum, która rozszerza nam rozumienie tytułu całego zbioru. Myśl podsuwa tu transcendentną przestrzeń, do której słowa chciałyby dotrzeć, a jednocześnie uciec z „ziemi wygnania”, z obszaru zmiennego i niedoskonałego profanum, z marności ludzkich zmysłów wspomnianej w drugiej strofie hymnu św. Tomasza z Akwinu zatytułowanego Zbliżam się w pokorze: „Mylą się o Boże w Tobie wzrok i smak / Kto się im poddaje, temu wiary brak”. Wydaje się, że podmiotowi wierszy Kobierskiego to zdanie towarzyszy, nie poddaje się on zmysłom, lecz wskazuje nadzieję płynącą z siły wiary. Synonimicznie ujmuje to przedostatnia strofa Modlitwy do Matki Bożej: „Cóż my i nasze słowa. / To Twoje Słowo spod serca, / Matko nad matkami, / nam Obietnicę zwiastuje”. Z kolei ostatnia zwrotka, choć skierowana do Bogarodzicy, przypomina zdanie ewangelicznego łotra (Łk 23,42): „Wspomnij nas / Pani niebios, / gdzie spełnione szczęście / wysokie i niewymowne / jest już na zawsze / z Tobą”.
Warto podkreślić, że podmiot modlitwy wypowiada się w imieniu zbiorowości, to już nie jest tylko, jak było do tej pory, samotny bohater liryczny, ale przewodnik wspólnoty, za którą jest duchowo odpowiedzialny. Artystyczne tworzywo poety jest równoległym dla pracy duszpasterskiej działaniem ukierunkowanym na uświadomienie ludziom obecności Boga w świecie. O tym, jak bardzo kapłanowi-poecie zależy na widzialnym sukcesie tej misji, zwłaszcza w kontekście przeczuwanego końca, świadczy wiersz W Niniwie, będący wyrazem frustracji płynącej z niedostatecznej, zdaniem autora, samooceny pracy: „Chodzę, upominam. / Od czasu do czasu wołam / wniebogłosy. // I co? / Tyle co nic? // Ziarno słowa zasiane / marny plon wydaje […] Termin wyznaczony / przez Jahwe / niedługo się skończy”. Zniecierpliwieniu twórcy towarzyszy nuta zwątpienia co do skuteczności działań duszpasterskich. To kolejna, szczera autocharakterystyka świadcząca o naturalnej fali wzlotów i upadków towarzyszących każdemu powołaniu, temu kapłańskiemu i temu świeckiemu. Kobierski swym świadectwem pokazuje wyboistą drogę, na końcu której znajduje się niewypowiedziany obszar powrotu z wygnania, duchowa terra incognita, eksplorowana metafizycznymi środkami. Jednym z takich narzędzi otwierających dostęp jest modlitewna, mistyczna cisza dotykająca szczęścia odsyłającego do tajemniczej granicy poznania. Oniryczna konwencja utworu Sen ujmuje tę problematykę w ten sposób: „Stałem nad rwącą, / czystą rzeką. // Była granicą. // Poza odgłosem nurtu / rozlegała się cisza. // Nic nie ciążyło sercu / w owym miejscu. // Chciało ulecieć / na drugą stronę rzeki / wołane / śpiewem żywiołów”. Poeta jest blisko, jego marzenia konkretyzują się w kontemplacji ciszy, z której oksymoronicznie dochodzi „śpiew żywiołów” – metafora chóru zachwytu wszelkiego stworzenia. Pogranicze poznania jednak nie zostaje przekroczone. Niezwykle celną pointę z tym związaną, swoisty morał i pouczenie, zawiera ostatnia strofa wiersza Pytania. Autor ujął to następująco: „W sprawach bożych / na ziemi, / aby wiarę wzmocnić, / powinna być przecież zawsze / podniebna tajemnica”. Poeta udowadnia tym samym konieczność istnienia ukrytej przestrzeni warunkującej wzrost wiary. Jej istocie poświęca też rozważania zapisane w utworze o znaczącym tytule Brak słów. Już pierwsze wersy pozbawiają czytelnika epistemologicznych i semantycznych złudzeń: „Człowiek nie wyrazi słowami / tajemnic wiary”. W dalszej części pojawiają się pytania retoryczne: „A świat duchowy, / którego nie widać, ani słychać? // Ale przecież wiele ludzi / czuje jego smak. // I władzami swej duszy / odczuwa też głębię. // I wie, że jest. / Na pewno jest. // Choćby cała ich reszta / twierdziła inaczej”. Nie doczekamy się niczego więcej. Poetyckie słowo nie wychodzi dalej poza zakres swych i tak poszerzonych możliwości. O trudnościach związanych ze zwerbalizowaniem duchowości przeczytamy też w liryku Próbujemy. Podmiot mówiący ze spokojem zostawia te zawiłe sprawy Opatrzności, wierząc, że wcześniej czy później nastąpi ich pełne wyjaśnienie, wytłumaczenie i poukładanie: „Ale przecież te myśli / czas jak zawsze uściśli. // On – wieczny korektor”.
Elegijne znamię części Zawsze początek związane z przeczuciem rychłego dokonania żywota przekłada się na zapis poetyckiego testamentu wyrażającego troskę o zachowanie tej jakości liryki, która podtrzymuje światło wiary. Ostatnie wersy utworu o wymownym tytule Poeci odchodzą mają też w sobie zatroskanie o kolejne poetyckie powołania zdolne przejąć zaszczytną sukcesję wyrażania sakralnych treści. Przyjrzyjmy się zatem końcówce wiersza: „Oby poezja wciąż lśniła, / gdy nawet bardzo się ściemni. // I miał kto przy niej stanąć / trawiony świętym ogniem, / pieśni nowe układać, / śpiewać / jak ptaki w przestworzach. // Tkać kronikę prawdy / na osnowie dziejów”. Finałowa metafora mówi o umiejętności zapisania prawdy symbolizującej życie wieczne z całą historią zbawienia, mówi o duchowym wejrzeniu do przestrzeni, do której słowa chciałyby wrócić z ziemskiego wygnania i w sposób niezakłócony, czysty, oddawać piękno zaświata. W ostatnim, najpiękniejszym liryku zbioru zatytułowanym Przystanek poeta dokonał rzeczy niezwykłej – w granicznym impulsie, w którym życie zawisło na włosku, skondensował odczuwanie sacrum, wtapiając cały swój byt w najczystszą prawdę. Próżno tu o trwogę, lęk przed nieznanym. Podmiot poznający doznaje szczęśliwości tak samo jak w pierwszym utworze tomiku. Tematyczna klamra podkreśla przesłanie wpisane w dzieło artysty. Przystanek zamyka antonimiczna przenośnia, w której odbicie chwili przejścia nie ma wymiaru dramatycznego, lecz jest wiecznym, od zawsze oczekiwanym ukojeniem, jest łagodnym, choć – co trzeba podkreślić – niedokonanym powrotem z ziemskiego wygnania do niebiańskiego Domu Ojca. Żadne omówienie nie zasługuje na cytowanie choćby fragmentu tego krótkiego dzieła. Powinno ono pozostać w tomiku niczym w tabernakulum słowa, które dotyka początkowego sacra verbum.
Tylko cicha, czytelnicza adoracja wersów będących pokłosiem niewytłumaczalnego trwania na granicy życia i śmierci oraz głębokie wczytanie w inne utwory zawarte w Słowach na wygnaniu może pośrednio doprowadzić odbiorcę do tego poziomu duchowości, do którego doszedł Janusz Kobierski, tkając liryczną „kronikę prawdy” na własnej „osnowie dziejów”. Obyśmy byli w stanie doświadczyć tej przedziwnej radości, gdy grań światów pojawi się na naszym horyzoncie. Poecie życzmy zaś, wykorzystując wieloznaczność tytułu ostatniego wiersza, aby pozostał na tym „przystanku” jak najdłużej, aby w dobrym zdrowiu kontynuował swą artystyczną pracę w tkackim warsztacie słowa.
Tomasz Pyzik
Janusz A. Kobierski, „Słowa na wygnaniu”, Biblioteka „Toposu”, Sopot 2016, s.80.
w “Topos” nr6 (151) 2016 r., ss. 109–115.
Wyszukiwarka
Menu
- Start
- Biografia literacka
- Wiersze
- Recenzje
- Bibliografia
- Zbigniew Bieńkowski
- ks. Adam Boniecki
- Zbigniew Chojnowski
- Andrzej Datko (1)
- Andrzej Datko (3)
- Celina Dembowska
- Janusz Drzewucki (1)
- Janusz Drzewucki (2)
- Mirosław Dzień
- Artur Fryz
- Andrzej Datko (2)
- Stanisław Grabowski
- Barbara Gruszka-Zych (1)
- Barbara Gruszka-Zych (2)
- Bartosz Suwiński
- Krzysztof Lisowski (1)
- Anna Łozowska-Patynowska
- Krzysztof Lisowski (2)
- Agnieszka Nęcka
- Tomasz Pyzik
- Tomasz Pyzik (2)
- Tomasz Pyzik (3)
- Tomasz Pyzik (4)
- Leszek Szaruga
- Piotr Szewc
- Teresa Tomsia (1)
- Teresa Tomsia (2)
- Teresa Tomsia (3)
- ks. Jan Twardowski
- Wojciech Kaliszewski
- Katarzyna Bieńkowska
- Tomiki poezji
- Galeria
- Kontakt
Niech się stanie
Tel. (22) 624-88-15.
Najnowsze wiersze
Najczęściej czytane
Losowe wybrane
Kamienne ścieżki
Najnowszy tom poezji - zobacz więcej